Jesień 1457
Po skończonej lekturze, chłopak podszedł do najbliższej leżącej kłody oraz lekko przyłożył do niej dłoń. Przejechał skromnie ręką wzdłuż kory rzucając zaklęcie:
– Lys - wyszeptał pod nosem.
W przeciwieństwie do ostatniego razu, gdy używał czaru, tym razem aura była zupełnie inna. Przybrała jasny, lekko niebieskawy kolor, a jak tylko przykładał chociażby opuszki palców to czuł jakby wkładał je do przyjemnego, spokojnego jeziora pełnego życia.
Pil po krótkiej chwili napawania się cudownym uczuciem lekkiej tafli wody zaczął pracę. Podniósł pień i nie mógł uwierzyć, że czar jest aż tak skuteczny. Wcześniej ledwo niósł jedną kłodę na raz, a teraz czuł jakby mógł nią podrzucać. Bez większego problemu chwycił drugą i zaczął układać je w prostokątny kształt.
Minęło parędziesiąt minut i pełen entuzjazmu Listig skończył zarys budynku. Bezzwłocznie wziął się za ostrożne dokładanie drobnych kamieni w celu podparcia kłód. Minęło parę godzin i łowca ukończył robotę oraz bez chwili namysłu zabrał się do rąbania drewna na ściany i podłogę.
– Skarp - wymruczał pod nosem młody architekt. - Jak ja mogłem żyć bez całej tej magii? - dodał i momentalnie zaczął dzielić pnie na silne deski.
Pil harował do samego zmroku, aż w końcu poćwiartował wszystkie przytargane bele. Wyczerpany chłopak przygotował jedynie skromną potrawkę z wysuszonego królika, którą zjadł szybko niczym piorun błyskający burzliwą nocą i runął nieprzytomny na swoją jasnoniebieską torbę.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz