Jesień 1457
Żądny wiedzy Pil wraz ze starcem ruszyli na dół, dzieląc się uwagami na temat świeżo co poznanych opowieści. Młodzieniec ponownie był bliski upadku ze schodów spowodowanym przez ich niedorzeczną i niespotykaną pokrętność. Intrygowała go liczba książek w domu Leonarda. Za każdym razem gdy tylko spoglądał na wypełnione po brzegi regały, ledwo mógł oprzeć się chęci chwycenia za jakąś lekturę.
Jak tylko postawili stopy na parterze, siwy mag niezwłocznie ruszył w stronę biurka i chwycił podręcznik z informacjami na temat leczniczej magii.
– Oto i jest - twoja pierwsza lekcja! - wykrzyknął uradowany Leonard.
Chłopak odpowiedział jedynie lekkim, lecz szczerym uśmiechem i wziął tom, który podawał mu mentor.
– Mam ją teraz przeczytać? - zapytał łowca.
– Owszem, nie spiesz się. Ja w tym czasie pójdę zająć się czymś na górze, zawołaj mnie jak skończysz.
Uczeń odparł skinieniem głowy i wziął się za lekturę. Był bardzo wciągnięty i nie przestawał przewracać stron, aż do momentu, gdy usłyszał hałasy wywracanych mebli i odgłosy pisków na piętrze.
Bez namysłu zakłopotany Listig ruszył po schodach, omal się znów nie wywracając. Gdy tylko wbiegł na górę, dostrzegł wywrócony stolik na którym wcześniej leżały okulary starca oraz zauważył małą istotę, którą próbował dogonić zdyszany czarodziej. Pil bezzwłocznie wyciągnął sztylet ze skórzanej pochwy na jego biodrze i ruszył w stronę zwierzyny.
– Nie! Zostaw go! - wykrzyknął spanikowany Leonard.
– Dlaczego?! - zapytał pełen zdziwienia chłopak.
– Ech… - westchnął - to stworzenie… to scur. Powiedzmy, że to moje zwierzątko. - powiedział z zawiedzioną twarzą.
– Dlaczego miałbyś trzymać go w domu? - dopytał wciąż zszokowany brunet.
– Przypałętał się jakiś czas temu. Był ranny, a więc gdy jeszcze byłem w stanie posługiwać się czarami, uleczyłem go. Jednakże teraz, prosiłbym, abyś ty to zrobił…
– Przecież nie umiem! Poza tym to niebezpieczne!
– Wiem, że potrafisz posługiwać się magią, a książkę o zaklęciach leczniczych już czytałeś. Jestem pewien, że sobie poradzisz. A co do zagrożenia, to nie stwarza on żadnego, nie martw się.
– No dobrze… - stwierdził po chwili namysłu. - Nie zaszkodzi spróbować.
– Dziękuję. Znajdę jego klatkę. Złap go póki jeszcze nie uciekł.
Młodzieniec poczekał, aż stwór się uspokoi. Gdy scur stanął w miejscu plecami do łowcy, ten zakradł się lekkim jak piórko krokiem. Następnie szybkim, bezszelestnym ruchem chwycił zdezorientowane zwierzę. Szarpało się ono niezmiernie w rękach łowcy, jednakże mimo niemałych kłopotów udało mu się wsadzić stwora do niewielkiej celi.
– Uff… - zipnął zdyszany Listig - i co teraz? - dodał.
– Teraz musisz go uleczyć, wiesz jak to zrobić. Racja?
– Teoretycznie. - odparł niepewnie.
<C.D.N>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz