Jesień 1457
Avrion odprowadził go wzrokiem, nim zwrócił się do swoich współtowarzyszy.
– To kto tym razem będzie chłopcem na posyłki? Ja zwalniam się ze służby, przebyłem zbyt wiele kilometrów dla dobra Gildii w krótkim czasie...
– Nikt – odpowiedział spokojnie Lestat.
Nekromanta obrócił się na pięcie i spojrzał na starca pytająco. On jednak nawet nie nawiązywał kontaktu wzrokowego. Stale wpatrywał się w punkt, gdzie jeszcze przed chwilą stał Regis... znaczy się, "rzeźnik".
– Sam wróci, jeśli uzna to za słuszne. Zaślepia go jego własna wygoda. Bez podejmowania pewnego ryzyka nie ma szans rozwoju. Bez wyrzeczeń, bez pielęgnowania wytrzymałości.
Avrion oparł się o drewniany pal wspierający strukturę namiotu. Myślał o całej tej rozmowie, po raz kolejny i powoli, kawałek po kawałeczku. Rozmawiali o łączeniu się w grupy. Nikt nie zrzucał na niego musu mieszkania razem... Mimo tego użył tego jako argumentu i postanowił odejść. Mag zmarszczył brwi.
– Widzę, że dostrzegasz błędy logiczne tego myślenia – powiedział nagle Lestat. – To bardzo dobrze. Zobaczymy, co się stanie, kiedy nikt sam się do niego nie zwróci.
– Więc co teraz? – wtrąciła nagle Conna. Avrion niemal zapomniał o jej obecności.
– Będziemy czekać. Nikt go nie zmusi, ani nie przekona. Decyzję musi podjąć sam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz