Jesień 1456
– Musimy więc zajrzeć do... następnych domostw – mówiąc to, niepewnie ruszył naprzód. Wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. Gdyby nie powaga sytuacji, Diya zmusiłby go do odpoczynku. Nie mieli jednak czasu, by przerwać śledztwo - życie kogoś innego mogło być w zagrożeniu. Po wszystkim będą zmuszeni komuś zgłosić śmierć tego człowieka, żeby został pochowany w odpowiedni sposób. Nie chcieli przecież, by ignisy wyczuwając padlinę plątały się po mieście.
Ruszył za nim, dorównując mu kroku. Poczucie współczucia jednak dało górę.
– Ale wszystko dobrze? – dopytał, patrząc się na maskę chłopaka. Nie wiedział, czy jest blady, ale po jego ruchach mógł wywnioskować jego słabe samopoczucie.
– Chyba tak – odpowiedział niemrawo. Patrzył na niego jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił wzrok do przodu.
– To pukamy do pierwszego najbliższego domu. – Podszedł do drzwi naprzeciwko budynku w którym znaleźli trupa. Nie czekał nawet na odpowiedź - już mocno zastukał.
Otworzyła im młoda kobieta, wyglądająca na niemniej zaskoczoną nagłą wizytą.
– Dzień dobry, jesteśmy łowcami potworów – zaczął Diya, ale nim skończył kobieta mu przerwała.
– Co chcecie?
<Diego?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz