Wiosna 1457
Carlos wciągnął Pedra za sobą w zarośla. Gdyby starszy z braci się opierał, nigdy by się to nie udało. Ale że chciał zobaczyć, co tak zainteresowało młodszego, pozwolił zawlec tam swoją osobę.– Jeleń – wyszeptał Carlos. – Spójrz jak wspaniale to zwierze pije. Cóż za majestat! Wśród chłodu jego oddech maluję błyszczące chmur ciepła – ubrał w wymyślne sformułowanie to, co obaj doskonale widzieli. – Spokojne, acz wciąż czujne. Popatrz tylko!
Pedro spoglądał na jelenia, ale robił to dość beznamiętnie. Co takiego poetyckiego w zlepku kości, mięśni i skóry którym jest ten byk? Wyglądał zupełnie pospolicie, a otaczające go zjawiska były równie nieciekawe. Pedro nie zamierzał marnować czasu na edukowanie Carlosa o takich rzeczach. Miał ważniejsze tematy do przerobienia z nim.
Nagle uszu starszego z magów sięgnął trzask gałęzi. Pochodził gdzieś ze ścieżki, z której niedawno zeszli. Pedro podniósł głowę; zaczął nasłuchiwać i rozejrzał się. W ostatnim momencie dojrzał pośród brązowych odcieni nagich pni drzew istotę o tych samych kolorach. – Uważaj! – Pedro odepchnął brata na bok.
Wtedy między nimi śmignął wystrzelony z kuszy bełt. Carlos stracił równowagę i upadł niezgrabnie w krzaki.
– Phi. I tak by go to nie trafiło – prychnęła nieznajoma osoba.
– Better safe than sorry – wycedził Pedro, spoglądając krzywo na właścicielkę kuszy.
– Po jakiemu ty gadasz? – zdziwił się Carlos.
Tajemnicza bestia podeszła bliżej. Był to rodzaj centaura, ale część, która zwykle bywa koniem, zastępował dziki kot.
– Braciszku, pomożesz mi? Proszę... – Jęknął Carlos. Nie mógł się samodzielnie wygrzebać spośród gęsto rosnących gałęzi.
Pedro westchnął i podał rękę młodszemu. Nawet na chwilę nie spuścił przy tym wzroku z tajemniczej bestii.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz