Wiosna 1457
Bestia wyminęła braci i poszła w stronę wodopoju, gdzie wcześniej widzieli jakże inspirująco pijącego jelenia. Carlos oniemiał. Zwierzę leżało martwe.– To miał być jakiś popis celności, centaurze? – rzucił Pedro.
– Stanęliście mi na linii strzału. Gdybym faktycznie chciała trafić któregoś z was już byście nie żyli.
Pedro wydobył „znikąd” (czyli z przestrzeni własnej) swój kostur. Jeśli to była groźba...
– Nie kombinuj, magiku – Bestia zjeżyła futro. – Powinieneś bardziej uważać, gdzie chodzisz ze swoim podopiecznym. Mogliście paść łupem innego, mniej sprawnego łowcy – Po tych słowach wyciągnęła nóż i nachyliła się nad jeleniem.
Pedro już był gotów ruszyć w dalszą drogę, ciągnąc Carlosa za sobą, ale młodszy z braci akurat wtedy znalazł w sobie dość siły, by się odezwać:
– Dlaczego to zrobiłaś? I ..i tak po prostu będziesz go siekać przy nas?
Bestia nie zareagowała. Nawet nie podniosła głowy. Pedro popchnął brata, by ten szedł dalej, ale młody mag zamiast tego jeszcze cofnął się.
– Ej mówię do ciebie! Jak mogłaś go tak po prostu zabić?!
Bestia warknęła ostrzegawczo na Carlosa. Pedro natychmiast skierował na nią kostur. Jeden gwałtowny ruch, ostrzegam cię.
– Takie życie, młody – podsumowała nieznajoma. – Albo jesteś zwierzyną, albo na nią polujesz. Wolisz umierać z głodu, żeby ten jeleń przeżył jeden dodatkowy dzień? Jutro mógł go zeżreć wilk albo harpia. – Wyprostowała się, by spojrzeć na młodszego maga z góry.
Pedro stanął między bratem, a bestią. Tym samym dyskretnie zasłonił przed Carlosem widok rozbebeszonego jelenia. Miał co prawda w planach odczulić go na takie widoki, ale wolał robić to bardziej stopniowo. Delikatniej, kroczek po kroczku; nie od razu na głęboką wodę.
<Carlos/Sigrid?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz