– Ah, przepraszam – zaśmiał się Saadiya, zwracając się w prawidłową stronę.
Pomiędzy nimi zapanowała cisza, która przynajmniej dla bestii stała się niezręczna.
– To jeszcze jedno w lewo i będziemy na miejscu? – dopytał.
Zamaskowany spojrzał jeszcze raz w notatnik.
– Nie, jeszcze raz w prawo i dopiero wtedy w lewo – poprawił Diye, po czym między nimi zapanowała, przynajmniej w odczuciu bestii, niezręczna cisza. Przeszli w niej całą pozostałą im drogę.
Zatrzymali się gdy byli już na miejscu. Uliczka jak uliczka - wyłożona brukiem, dookoła której domy wyznaczały dosyć wąskie przejście. Można było jednak spokojnie iść we dwóch obok siebie, jednak Diya wątpił by zmieścił się tutaj wóz kupiecki.
– Spójrz – z podziwiania alejki wyrwał go Diego, który kucając uważnie przypatrywał się czemuś przy ziemi.
– Co znalazłeś? – pochylił się nad nim, spoglądając na odkrycie drugiego łowcy.
W ścianie widniała wyraźna nadkruszona dziura, prowadząca najpewniej do środka czyjegoś domu. Diego podniósł kawałek brązowawej sierści, która ostała się na ostrych krańcach przejścia.
Nie musieli nawet nic mówić - wszystko było jasne jak słońce. Spojrzali tylko na siebie i skinąwszy głową, podbiegli do drzwi tego domu. Saadiya zapukał mocno, jednak odpowiedziała mu cisza. Nawet po powtórzeniu tego parę razy, nikt nie otworzył drzwi.
– Kurwa – przeklnął pod nosem Diya, naciskając klamkę i wchodząc do środka.
– Czekaj, nie wchodź! – Diego próbował go powstrzymać, jednak nie podziałało to na bestie. Bezpieczeństwo kogoś jest o wiele ważniejsze, niż czyjaś prywatność. Fakt, było to włamanie, jednak już wolał złamać prawo, niż czuć poczucie winy że nie zdążył kogoś uratować.
W środku panowała kompletna cisza - nie było widać żadnej żywej duszy. Przeszedł jak burza przez kuchnie, próbując znaleźć chociażby najmniejszy ślad czających się tu scurków. Wszedł do spiżarni - pusto, kompletnie pusto. Było widać tylko parę opróżnionych, nadgryzionych worków na nielicznych półkach. Na czole Diyi zaczął pojawiać się zimny pot. Nie.
Popędził w strone następnych drzwi, które okazały się prowadzić do sypialni. Na łóżku leżał człowiek który… Nie żył.
Saadiyi zrobiło się słabo. Widok człowieka z przegryzioną skórą, brakiem wnętrzności oraz widocznej gołej kości nie należał do najprzyjemniejszych. Tak samo obrzydliwy był zapach unoszący się nad zwłokami, który nadzwyczaj skutecznie przyciągał do siebie muchy. Ale wstrząsnęło nim to bardziej, niż te wszystkie truchła zwierząt, które przetoczyły się przez jego ręce. Był to w końcu żywy człowiek, który tak jak on posiadał swoją rodzinę, marzenia oraz życie. Zobaczenie kogoś w takim stanie było nie mniej niż okropne.
– Co jest? – Diego podszedł do niego, jednak zamilkł na widok jaki zastał.
<Diego?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz