Jesień 1457
Po rozdzieleniu się z Avrionem, Regis przeszukał resztę dużej półki skalnej, po czym rozejrzał się po najbliższej okolicy. Oprócz śladów drobnej zwierzyny nie znalazł świeżych tropów. Znajdując dogodne miejsce z widokiem na ścieżkę, którą wyruszył towarzysz, oparł się o skały i zaczął układać plan działania.
Jeśli potwór gdzieś w okolicy gniazdował, było to z tej strony skał. Słońce padające od południa rozświetlało i choć odrobinę grzało stoki. Wiatr nie był tak mocno wyczuwalny, jak w poprzednich miejscach, jakie przebyli, by się tu dostać. To były dobre miejsca na leże. Między skałami występowały również szczeliny, a w jednej z nich być może, właśnie odpoczywała ich zwierzyna. W trakcie tego typu rozmyślań, w oddali na szlaku pojawił się długowłosy na swym wiernym rumaku. Lekki uśmiech wysłany w jego stronę nie znalazł odpowiedzi. Łowca wiedział, że idą w jego stronę ciekawe wieści.
– Znalazłeś coś? – zapytał.
– Tak. Wolałbym, żebyś też to zobaczył. Jeśli chcesz, możesz wsiąść na Ialana. Będzie szybciej.
– Wydaje mi się, że dam radę na nogach.
– To ważna sprawa.
– Dobrze, skoro tak bardzo nalegasz, byśmy jechali razem.
Krótkowłosy łowca złapał się juk, po czym znajdując dogodne miejsce, usadowił się wygodnie, między nałożonymi na tył bagażami.
Koń ruszył w kierunku wskazanym przez jego właściciela.
– Jeśli się nie utrzymasz, możesz się mnie złapać – powiedział Avrion odwracając lekko głowę w stronę współpodróżnika.
– Chcesz, bym cię objął? Dzięki za propozycję, ale zrezygnuje. Wiem, jak się jeździ na koniu i umiem zachować równowagę w siodle.
– Dlaczego więc nie masz swojego? Byłoby ci łatwiej podróżować.
– Wole własne nogi. Mniej z nimi zmartwień i obowiązków. Konie nigdy też mnie nie przekonywały.
Od przodu dobiegło ich, ciche chrząkniecie, od jakby rozumiejącego rozmowę zwierza.
Kilka chwil później dotarli na miejsce.
– O tutaj – powiedział puszczając jedną ręką lejce mag, po czym wskazując nią na ślady w skale.
Regis zeskoczył na ziemię i zaczął uważnie podążać za tropem, który pojawiły się również na przy skalnej roślinności, a następnie jako lekko zatarte już ślady łap w niedużych zmielonych erozją kamieniach. Ścieżka prowadziła do sporej jamy w skałach, z której wnętrza wydobywał się paskudny odór, wskazujący na zamieszkanie przez najprawdopodobniej wielkiego jaszczura, lub nawet kilku.
– I co myślisz? – czarnowłosy powiedział cicho.
– Możliwe, że to leże, jakiego szukamy. A może i nawet więcej.
– Leże?
Mag stojący u wejścia do jamy kiwnął głową, na znak potwierdzenia.
– Zima niedługo nadejdzie, pewnie dlatego się zebrały. Pytanie, ile i jak dużych? – Łowca mówiąc to, kontynuował powierzchowne oględziny znaleziska.
Po kilku chwilach wycofał się, a wraz z kompanem i jego wierzchowcem wrócili na ścieżkę.
Regis przysiadł na jednym z kamieni, po czym zaczął rozmowę.
– Najlepiej, byłoby zatkać jamę, zawalić. Nie dadzą rady się wydostać, jej położenie utrudnia jednak sprawę.
– Nie damy rady ot, tak zawalić tak grubej warstwy skalnej ponad dziurą.
– Dokładnie.
– Podobno tylko najlepsi zajmują się takimi sprawami.
Drugi łowca zaśmiał się lekko.
– Gadanie. W starciu bezpośrednim może i tak, ale to. Tu liczy się pomysł i wykonanie, a przy tym nie zawsze najbardziej doświadczeni łowcy są potrzebni.
– Wielcy łowcy są przeceniani? – Pytanie padło z zauważalnym zmieszaniem.
– Bardziej, niektórzy są niedoceniani, ale to temat na inną dyskusję, teraz mamy inne zmartwienia.
Oboje siedzieli, rozmyślając co począć z zaistniałą sytuacją.
– Nie musimy zawalić całej – rzucił nagle rzeźnik – wystarczy wyjście.
– Masz rozwiązanie?
– Jeśli się powiedzie tak, ale dość ryzykowne.
– Kontynuuj. – W głosie Avriona wyczuć można było zainteresowanie.
– Mam kilka run, które są w stanie zrobić wybuch. Oddzieliłyby trochę skał.
– To nie wystarczy.
– Jednak przy połączeniu z zaklęciami i truciznami, może się udać.
– Jak się nie uda, może być z nami ciężko.
– Więc, czy podejmujemy to wyzwanie?
Spojrzeli po sobie, obydwoje znali odpowiedź.
Regis udał się do wylotu, by przymocować magiczne kamienie, w czasie, gdy towarzysz czekał na znak, by użyć ustalonego zaklęcia.
Przytwierdzenie obiektów nie trwało długo. Łowca przyczepił do jednego z bełtów fiolkę pełną mikstury, jakiej planował użyć w walce, oraz nałożył na to zaklęcie. Upewnił się, że droga ucieczki jest gotowa, po czym wycelował w głąb pieczary. Z jej najgłębszych części dobiegł skrzek, bestie się budziły. Myśliwy nie czekał dalej. Strzelił, po czym szybko wydostał się i udał ku ścieżce. Z wnętrza dotarł dźwięk niewielkiego wybuchu i kolejne odgłosy jaszczurów. Towarzysz, będąc oddalonym i widząc zajście z innego urwiska, wystrzelił czar. Gdy ten dotarł, runy się aktywowały. Po okolicy rozszedł się odgłos niszczonych skał. Krótkowłosy skupił się, inkantując zaklęcie, a następie zasypane miejsce pokrył lodem, zabezpieczając pogrzebane potwory.
Oboje odetchnęli i ruszyli w swoim kierunku.
Kon wraz z jego właścicielem wyłonił się zza skał, zmierzając prostą drogą ku drugiemu myśliwemu. Krótkowłosy spoglądał w ich stronę, gdy na niebie dostrzegł zniżający się ku nim ciemny zarys. Nie myśląc długo, wycelował, po czym wystrzelił lodowy pocisk, który mijając jeźdźca o kilkadziesiąt centymetrów, uderzył wyvernę pod lewe skrzydło, niszcząc jej plan ataku z zasadzki. Gad machną swoimi skrzydłami, zaryczał, po czym wzbił się wyżej, znikając za szczyty wystających skał. Był wściekły, planował znów zaatakować.
C.D. Avrion
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz