Wiosna 1457
Diego znalazł Carlosa kilka uliczek dalej. Oczywiście, mag był w trakcie obsypywania jakiejś bogatej damy komplementami. Kuglarz uznał, że niegrzecznie byłoby się wtrącać i przerywać, więc stanął w pewnej odległości od nich i cierpliwie zaczekał.Zza zakrętu wyszedł ktoś nowy. On nie był tak uprzejmy, jak Diego i przerwał Carlosowi:
– Co ty robisz!? – podzielił zdanie na oddzielne słowa. – To moja narzeczona, ty imbecylu!
– Ja? Ja tylko przechodziłem – powiedział niewinnie Carlos, podnosząc dłonie na wysokość ramion.
– Ach tak? – Mieszczanin podwinął rękawy. Oczywistym było, że chce pokazać, co o tym myśli, za pomocą pięści.
– Proszę bez takich – Diego zasłonił Carlosa swoją osobą. – On nie miał na myśli nic złego.
– Ta właśnie! – Carlos wychylił się nieznacznie zza ramienia kuglarza. – Ja tylko komplementuję twoją damę, bo ty nie doceniasz jej piękna! – dodał.
Diego zrzedła mina. W ten sposób na pewno nie załagodzą sytuacji...
– Przyjacielu, naprawdę nie ma potrzeby żebyś... – zaczął Diego, zwracając się do mieszczanina, ale tym już owładnęła prawdziwa furia. Mężczyzna wystrzelił w kierunku Carlosa, więc Diego był zmuszony chwycić go za rękę i przytrzymać.
Mieszczanin zaczął się szarpać. Diego myślał, że ma wszystko pod kontrolą, ale wtedy Carlos wyciągnął przed siebie dłoń. Przywołał na niej jakiś pył; dmuchnął nim prosto w oczy napastnika. Następnie, pociągnął Diego za ramię.
– W nogi!
Kuglarz uchylił na odchodnym czapkę.
– A wy dokąd! – rzucił mieszczanin, ledwie uchylając powieki.
Diego z trudem dotrzymywał kroku nowemu koledze; nigdy dotąd nie biegł tak szybko. Za to po Carlosie było widać wprawę w takich ucieczkach; nawet trzymał swój kapelusz, żeby go czasem nie zgubić po drodze.
Zatrzymali się dopiero parę ulic dalej. Diego musiał oprzeć się o własne nogi, by złapać oddech.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz