Zima 1456
Pedro nie miał czasu oglądać przedmiotu, który wręczył mu umierający wuj. Schował kartkę do małej sakwy przy pasie, po czym pobiegł w głąb zamku. Drogę za nim przykryły kamienne bloki i chmury pyłu.Pierwsze komnaty, które odwiedził, jeszcze trzymały się w jednym kawałku. Jednak każda kolejna była w coraz gorszym stanie. Mag wydobył swój kostur, żeby lepiej koncentrować czary. Szukając Carlosa, Pedro rozgarniał energią magiczną gruz, a także wybijał dziury w zawalonych korytarzach. Miejscami musiał tworzyć sobie pod stopami niewidoczne bariery, żeby pokonać ubytki w podłożu. Tak samo wykorzystał to zaklęcie, aby schronić się przed spadającymi kamieniami. Pedro dalej wołał brata. Liczył, że jeśli go nie zobaczy, to chociaż usłyszy jego głos.
W kilku pomieszczeniach mag znalazł ukrywających się ludzi. Dopiero przybycie kogoś nowego wyrwało ich z paraliżu przerażenia i pozwoliło znaleźć w sobie dość sił do ewakuacji. Zdenerwowanie Pedra narastało. Dotarł na czubek ostatniej wieży, a Carlosa nadal nie znalazł.
Nagle podłoże, na którym stał, zachwiało się i przekrzywiło. Stojące pod ścianą kilka mebli pospadało na ziemię. Pedro ruszył w przeciwnym kierunku, niż ten, w którym chyliła się wieża. Dotarł w ten sposób do okna; wyjrzał na zewnątrz żeby ocenić swoją sytuację. Niestety, chmury pyłu skutecznie ograniczyły widoczność. Pedro mógł tylko zgadywać, jak wysoko był i czy miał szanse wylądować bezpiecznie. Jednak stojąc w obliczu zagrożenia, jakie niosła zupełnie waląca się budowla, postanowił zaryzykować. Wyskoczył na zewnątrz.
Jego lot skończył się zbyt szybko i zbyt twardo. Co gorsza, ziemia pod stopami maga nadal się trzęsła, pękała i powoli rozpadała. Pedro trafił na mur łączący tę, do niedawna jeszcze stojącą, wieżę z następną.
Mag ruszył przed siebie; kiedy omsknęła mu się noga na luźnym kamieniu, wytworzył pod swoimi stopami kolejną niewidoczną barierę. Wtedy zrozumiał, że być może będzie musiał używać tego zaklęcia częściej, żeby się stąd w miarę bezpiecznie wydostać. Jednak nie wiedział w którym kierunku ma podążać. Nie chciałby znaleźć się w centrum tej katastrofy, zamiast na zewnątrz. Ale stąd niemożliwe było prawidłowe określenie kierunku. Wszystko zasłaniały kłęby dymu, kurzu i popiołu.
Ostatecznie Pedro nie musiał osobiście wybierać. Rozpadający się pod nogami grunt zepchnął go na jedną stronę. Mag wytworzył kolejną barierę, by nie polecieć bezwładnie w dół z niewiadomej wysokości. Z trudem ją utrzymał, kiedy wylądował nań całym ciężarem ciała. Utworzył poniżej nową „platformę” i zeskoczył w jej kierunku. Powtarzał tę czynność dopóki nie zobaczył pośród kurzu zarysu podłoża.
Ledwie łapiąc oddech, Pedro przetoczył się po ziemi. Jak dobrze było wrócić na pewniejszy grunt. Mag wstał i ocenił swoje otoczenie. Jego oczom ukazało się sporo ocalałych z katastrofy, ale też gapie z miasta, którzy przyszli zobaczyć, co właściwie miało miejsce. Pedro wodził po nich wzrokiem, potem zaczął się przepychać między nimi, nadal szukając brata. Wreszcie ujrzał między burym dymem i popiołem turkusowy materiał.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz