Wiosna 1457
Kuglarza przywitało przyjemne, domowe ciepło i blask wielu latarni. Pierwszym, co zobaczył od wejścia były ogromne, nadzwyczaj wysokie półki pełne grubych tomisk. Diego z podziwem przejechał wzrokiem po całym regale. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek zobaczył naraz tyle książek. Myślał, że te dwie, co posiadał, to było dużo.– Popatrz sobie popatrz – zaśmiał się ktoś z kolejnego pomieszczenia. Zaraz po tym stwierdzeniu zakasłał. – Imponujące, prawda?
– Prawda – przyznał Diego, spoglądając w kierunku, z którego dochodził głos. – Te wszystkie książki należą do pana?
– Niektóre pożyczyłem, ale nigdy nie oddałem – odpowiedział właściciel kamienicy. Dopiero wtedy Diego dojrzał jak on wyglądał. Była to podstarzała krukowata bestia; sylwetka bardzo przypominała ludzką, ale głowa praktycznie niczym nie różniła się od tej należącej do pospolitego ptaka. Wiek osobnika zdradzały zarówno bielące się pióra, jak i przygarbiona sylwetka połączona z dość powolnymi ruchami. Jego strój rozwiał wszelkie wątpliwości co do tego, że Diego miał do czynienia z magiem; była to długa tunika z jeszcze dłuższym, pięknie zdobionym płaszczem. Krukowaty podpierał się laską zakończoną drogim kamieniem.
– Czemu zawdzięczam wizytę, młodzieńcze? – zapytała starsza bestia.
Diego poklepał się po kieszeniach, po czym wyciągnął z jednej z nich ogłoszenie. Pokazał je krukowi.
– Mam trochę czasu. Pomyślałem, że przyjdę i spróbuje pomóc – wyjaśnił Diego.
Mag spojrzał na świstek, ale nie przeczytał go. Zupełnie jakby ocenił co to, po samym kształcie i fakturze papieru.
– Dobrze – podsumował.
Diego miał pewną trudność w czytaniu emocji tego osobnika. Kruczy dziób nie był tak elastyczny jak humanoidalna twarz. Dobrze, że mowa niewerbalna nie składa się tylko z mimiki.
– Nie jest to jednak sprawa na jeden wieczór, mój drogi. Poszukuję ucznia, który mógłby przy okazji czytać mi księgi z mojej kolekcji, dopóki nie dostanę nowych okularów.
Diego skinął głową na znak, że rozumie co i jak; pozwolił tym samym magowi kontynuować.
– Nie zajmie to długo; ot, taki krótki staż. Maksymalnie tydzień. Co o tym myślisz, mój drogi?
Diego podrapał się pod brodą i przechylił nieco głowę. Zastanawiał się, zastanawiał, tylko po to żeby ostatecznie stwierdzić:
– Nie wiem, proszę pana. Przepraszam, ale...
– O, nic nie szkodzi – odparł mag. – Nie jest to zajęcie dla każdego. Wymaga to dużo cierpliwości, dyscypliny, chęci do nauki... – wymieniał tak jeszcze dobrą chwilę. Diego cały czas kontemplował, czy spełnia te wymagania, albo chociaż ich część. Jednak odpowiedź, czy powinien przyjąć posadę, nie zawitała w jego głowie. Kuglarz-łowca spojrzał na trzymany świstek/ogłoszenie.
– Może dam ci czas do namysłu do jutra, eh? Co ty na to mój drogi?
– Niech będzie – odparł Diego. – Ale odwieszę to ogłoszenie na miejsce. Może trafi się ktoś, kto też będzie chciał pomóc...
Pomóc... Byłaby to przede wszystkim pomoc. Ten argument przekonywał Diego najbardziej. Ale pozostawały wątpliwości, których nawet nie potrafił nazwać.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz